Ty jesteś piękna tak!
Kto Cię nie zna, ten tylko się dowie
Kto raz zaksztuje Twój smak!
Ach, co tu duzo opowiadać. O Arequipie wiem tyle, że jest niezwykle urodziwym miejscem. Znacie ten podział miejsc odwiedzanych podczas podróży? Na miejsca, które są dla nas atrakcją, w których nie spuszamy palca ze spustu migawki aparatu, w których biegamy od zabytku do zabytku, od muzeum do galerii? I te miejsca, w których czujemy się tak dobrze i naturalnie, że nie trzymamy wiecznie pod pachą aparatu, że nie jadamy w fancy lokalach by spróbować nowych smaków lecz jemy jak tutejsi, na marketach?
Arequipa jest dla mnie miejscem tej drugiej kategorii. Znam ją, oswoiłam jej przestrzeń w swoim wyobrażeniu, odnalazłam 'miejsca', punkty odniesienia, wytworzyłam własną mapę mentalną. Nie mogę się zgubić. A jeśli nawet, to wystarczy mi unieść wzrok i już wiem: tutaj jest ten sklep, a tutaj jest Mercado, tutaj jest Yanahuanca, a tutaj katedra, tutaj Misti a tam Chanchani. Jestem.
Znacie określenie "Zielona Warszawa"? "Warsiawiak"? Odnoszę wrażenie, że w Arequipie zachodzi analogiczne zjawisko. Jakto? Po prostu: przyjeżdżasz do Białego Miasta, realnego Minas Tirith Peru, zostajesz rok/dwa (z moich obserwacji wynika, że bariera 1,5-2 lat jest tym liminarium) i oto możesz się zwać "Arequipeńo/a"! I już, w tak łatwy sposób jesteś 'stąd'. Co jednak, jeśli posiadać białą skórę? Jeśliś jest (jak to mawia boski Maćko) carne blanco? No se. Nadal nie rozgryzłam problemu :P
CS jest zadziwiający-wiecie, że czasem może się ( jak każdy chyba portal społęcznościowy) stać portalem randkowym? Spotkałam się na kawę z chłopakiem z Huancayo, od trzech lat Arequipeńczykiem: uczy się polskiego, ma paru znajomych z Polski, bardzo oczytany, inteligentny, spoko gość. Machnął się na gest zafundowania mi latte za s./6,50 (czyli jakiegoś piątaka na mnie wydał hehe). Co się okazało po 2 godzinach rozmowy? Padło pytanie czy mam chłopaka. Czy wyobrażam sobie życie w Peru. Czy nie przeszkadzały by mi różnice kulturowe w związku. W zamian dostałam zupełnie nie pytając fakty z jego życia dotyczące poglądów na związek, na traktowanie żony-oczywiście wszystko poprawnie, bez zdradzania zapędów szowinistycznych lub chęci dominacji w związku. Tak jak powinno być. Cóż...szybko poprosiłam o rachunek i zmyłam się do hotelu :) Nie sądzę, bym pragnęła kolejnego randevouz z tym miłym chłopcem :P
Straaaaszny ze mnie Żyd. Chyba nie pojadę rowerem w Andy-a raczej: nie zjadę rowerem z wulkanu. Nie dosć, że kupa kasy, to też tylko parę godzin frajdy podczas której zapewne bym wypluła własne płuca, a Bóg tylko jeden wie czy by mnie nagle moja astma nie dopadła na wysokości 5000mnpm. Ale może się skusze na jeden, względnie dwa dni w Kanionie Colca?... W sumie 75soli (+ s./45,00 za bilet wstępu i gorące źródła) to nie tak dużo na 2 dni zabawy i widoków?... tylko ta zbiórka o 2 rano.............
Jutro leniuchuję-jutro kawka z Cusco Caffee i opalanie się na dachu Los Andes. Potem wyciągnę Szwajcara (kolejny Szwajcar, och ach tak jak brazylijczyków ich jak psów :P ) na wycieczkę po ciudad z aparatem i Queso Helado.
Ach!!! Nie wiem czy to pisałam: w dniu wyjazdu z Tarmy zaliczyłam swój pierwszy, prawdziwy peruwiański deszcz! Było bosko. Niebo zachmurzone jak się patrzy, Andy groźne, i mokro.
Ach, no i ta przeklęta, szara-bura, zawszona Lima... No i potem ponad doba spędzona w autokarze...śmierdziałam później jak pisuar...(bo siedziałam niestety niedaleko kibla....)masakra. Ale opłacało się!:)
Lęcę na słodkiego naleśnika z manjarem!!!!!!!!!!!!!!!!
Foty:
Przyozdobione miasto na Fiestas |
W końcu byłam w Santa Catalinie! |
Widok z dachu na Santa Catalinę i Misti |
Grzej się w słońcu póki możesz :) U nas deszcz burze pogania :)
OdpowiedzUsuńNo już niedługo to będę grzać się podczas wywiadów i marznąć w nocy pod stosem kocy :)
OdpowiedzUsuń