sobota, 16 lipca 2011

Powrót córki marnotrawnej

Dwa lata.
Tyle mi zajął powrót do Peru. Tutaj chyba wzywa mnie jakieś Apu. Czy Misti czy Coropuna, czy coś innego-ale wzywa i to głośno.
Z każdym kolejnym dniem bliżej lotu miałam coraz więcej rozterek: lecieć? nie lecieć? lecieć? Ale teraz, kiedy tutaj jestem-och, nie ma to sobie nic równego!

Po 36h godzinach nieprzerwanej podróży, przyłączeniu się w Londynie do kanadyjsko-kostarykańskiej grupy badaczy afrykańskich plemion Zulu, locie nad oceanem z brazylijczykiem wracającym z premiery Harrego Pottera i zjedzeniu camote al horno w jakiejś andyjskiej mieścinie jestem szaczęśliwa, żem tutaj jest.

Co więcej-tak po prawdzie jestem tutaj tylko parę dni, a czuję się na Haciendzie jak u siebie w domu. Ludzie są super-szczególnie jeden z synów gospodarzy-a językiem nie ma się co przejmować - zawsze jest angielski backup
:)

Ale, ale!!!
Dxisiejszy dzień był po prostu niesamowity! Wybraliśmy się z Marcosem i Mateo na poszukiwanie małej jaskini ukrytej gdzieś w Andach, gdzie na wysokości 3800mnpm znajdują się wciąz przedinkaskie mumie! Cała podróz to 7h zabawy, opowieści, zmagania się ze swoim sflaczeniem, przeklinanie i wychwalanie Andów na przemian! 3 godzinne niebezpieczne podejście ścieżką, którą miejscami na świeżo pioniersko wyznaczaliśmy było okropne - chyba z 5-7 razy miła chwile zwątpienia. Byłam gotowa rzucić wszystko w ch0olerę i albo wracać na tyłku na dół, albo czekac parę godzin, aż chłopaki wrócą. Ale nie pozwolili mi na to-to są właśni super świetni kompani na wspinaczkę - do ogarka i do zegarka. Ha! Co więcej! Znaleźliśmy naszą jaskinię! :)

Spędziliśmy na górze chyba z godzinę kombinując jak połączyć ze sobą bardzo stare, bardzo nieprofesjonalne liny, by mogły utrzymać ciężar. Kiedy już to mas o menos ogarnęliśmy 0 moim losie zadecydowało zdanie: "Acha, i na dole ponoć są gigantyczne tarantule". Taaak. Siedziała cały czas na czatach, czy nikt nie widzi (co bylo niemozliwe) naszych działań a'la huaceros. Nietety-mimo naszych wszelkich starań, po prostu zabrakło nam liny. 3 przeklęte metry! Ay ay ay!

To, co było piękne po powrocie m.in na tyłkach i stopem - to kąpiel dla moich obolałych stópek... :)



Załączam parę fotoś, cobyście pękli z zazdrości :)


W drodze busem do Tarmy

Cholerne psiska.. Ja to mam pecha... Dwa dni temu to je kąpałam :/ mylam ręce przez 3 godziny chyba...


Przerwa w cieniu drzewa


Tutaj też dotarłam! O!

Rozkminki pod tytułem: jak to zrobić, by sprawiało wrażenie bezpiecznego...


Czekając na huaceros

Andy są piękne!

2 komentarze: